Home

W ostatnim wydaniu  „Kawa na ławę” Jacek Kurski obrandował się i wystąpił z plakietką wielkości nieomal tableta, na której widniało logo ugrupowania, które od roku próbuje budować. Domyślam się, że celem jest poprawa rozpoznawalności ugrupowania i przynależności do niego europosła. Wyszło natomiast żenująco. Kolejne standardy w marketingu politycznym zostają wypaczone na zasadzie „nie ważne, co mówią, ważne żeby mówili” oraz „wyróżnij się albo zgiń”.

Jacek Kurski w "Kawie na ławę"- polityczny marketing partyzancki

Jacek Kurski w „Kawie na ławę”- polityczny marketing partyzancki

Kawa na ławę: dla mnie jako wyborcy to już zaczyna być obrażające. Jestem traktowany jak głupek, któremu wystarczy znaczki pokazywać żeby, go przekonać. Szanowni politycy, koleżanki i koledzy „specjaliści”, uprzejmie informuję, że nadal są w tym kraju wyborcy, którzy oczekują więcej niż tylko etykietek. Dla mnie jako politologa, praktyka public relations, tego typu zachowania stanowią źródło niebywałego zażenowania. Czy „mistrz spinu” Jacek Kurski nie potrafi wymyślić bardziej wyrafinowanych sposobów? Czy tego typu partyzancka reklama polityczna może być skuteczna? Rozpoznawalność przynależności politycznej Jacka Kurskiego bez wątpienia zwiększa się, ale czy przyniesie choćby jeden głos wyborczy?

Dodaj komentarz